Zielone złoto psuje duszę Meksyku
- Jakub Mirowski
- 16 maj 2020
- 7 minut(y) czytania

Zdjęcie: Hitoshi Namura.
„Oficjalnie nie ma już wojny. Chcemy pokoju i go osiągniemy. Nie aresztowaliśmy żadnych capos, bo to nie nasze główne zadanie. Podstawowym celem rządu jest zapewnienie publicznego bezpieczeństwa.”
Tymi słowami Andrés Manuel López Obrador odpowiedział na pytanie o nowe zatrzymania narkotykowych bossów podczas konferencji prasowej w styczniu ubiegłego roku. Zakończenie trwającego od 2006 roku otwartego konfliktu pomiędzy federalnym wojskiem a kartelami byłoby oczywiście wielkim osiągnięciem 58. prezydenta Meksyku – ale to niestety tylko puste deklaracje. Obrador na pewno chciałby skończyć z wojną, która pochłonęła do tej pory co najmniej 115 tysięcy żyć. Wojna nie skończyła jednak z Meksykiem. Organizacje przestępcze, przeciwko którym ponad trzynaście lat temu wysłano regularną armię, nie zniknęły z powierzchni ziemi; aresztowania czy śmierć liderów nie przetrąciły im karku.
Kartele rozpadły się na mniejsze komórki z bardziej rozproszonym przywództwem, uniemożliwiając sparaliżowanie funkcjonowania grupy za sprawą zatrzymania jednego konkretnego szefa. Ale więcej gangów to również więcej konkurencji o terytorium czy szlaki przerzutowe, i co za tym idzie – przemoc w coraz okrutniejszym wydaniu. Meksykańskie organizacje przestępcze chętnie eksperymentują więc z innymi źródłami dochodu: wymuszeniami, porwaniami dla okupu, szmuglowaniem ludzi przez granicę oraz kradzieżą benzyny i gazu z gazociągów. A ich próby „przebranżowienia się” zbiegły się w czasie z momentem, w którym Amerykanie całkowicie oszaleli na punkcie awokado.
Stany kąpią się w guacamole
Owoc ten w przeciągu ostatnich lat stał się jednym z obowiązkowych przysmaków w kuchni „typowych” millenialsów czy Pokolenia Z. Trudno się temu dziwić: awokado ma w sobie dużo niejednonasyconych kwasów tłuszczowych, witaminy A, C i E oraz potasu, wspomaga metabolizm i pracę serca, obniża poziom złego cholesterolu, oczyszcza organizm z toksyn, a przy okazji da się je wkomponować w sosy, sałatki czy wrapy – albo wykorzystać jako zamiennik dla masła. W pełni zasłużyło sobie na miano super-jedzenia, niemalże pozbawionego efektów ubocznych. Dodatkową renomę wyrobili mu zresztą wielcy importerzy oraz żywieniowi guru, reklamujący awokado jako produkt dobry na niemal wszystko. Efekt był piorunujący. Jeszcze w 2000 roku Amerykanie jedli przeciętnie 0,7 kilograma rocznie, dziś – około 4 kilogramów. Żeby zaspokoić zapotrzebowanie całego kraju na te owoce na tylko jeden weekend, podczas którego odbywają się rozgrywki Super Bowl, od południowych sąsiadów sprowadzono około 120 tysięcy ton awokado. Wszystko po to, by nie zabrakło guacamole, tradycyjnie wykorzystywanego jako dip podczas oglądania meczów.
Dla rolników z regionu Michoacán, nazywanego „Duszą Meksyku”, nagły wzrost popularności tego owocu mógł się początkowo wydawać błogosławieństwem. Jeszcze w latach 90. ludność z mniejszych miejscowości często żyła tam w skrajnej biedzie, a teraz, na przestrzeni zaledwie dwóch dekad, roślina uprawiana tam od zawsze okazuje się być rarytasem wśród Amerykanów. Michoacán produkuje około 80% awokado w całym Meksyku, który z kolei jest największym eksporterem na świecie. Region stał się stolicą biznesu, który przynosi dziś całemu państwu 2,8 miliarda zysku, i liczba ta zapewne będzie tylko rosnąć. Lokalni plantatorzy nazywają owoc oro verde, „zielonym złotem” - i, jak w przypadku każdego złota, jego gorączka przyciągnęła ogromne problemy.
Białe złoto, zielone złoto
Michoacán nigdy nie znajdowało się w czołówkach krajowych rankingów pod względem współczynników przestępczości – tu górowały raczej stany położone bliżej granicy ze Stanami Zjednoczonymi – ale w żadnym wypadku nie można go było uznać za spokojny region. Gdy prezydent Felipe Calderón w grudniu 2006 roku wypowiedział wojnę kartelom, zaczął ją właśnie tam – od uderzenia w kartel La Familia Michoacana. Wraz z zaostrzaniem się konfliktu, w regionie zaczęły pojawiać się nowe grupy: Rycerze Templariusze, Los Viagras czy Cartel Jalisco Nueva Generacion. Awokado było dla nich łatwym pieniądzem: wystarczyło porwać farmera dla okupu, pobrać opłatę za owoce przeznaczone na eksport albo zmusić plantatora do porzucenia uprawianych pól. Na tego typu procederach organizacje przestępcze zarobiły w latach 2009-2013 oszałamiające 770 milionów dolarów, finansujące wojenne zbrojenia po stronie narcos.

Poprzedni prezydent Meksyku, Enrique Peña Nieto, na spotkaniu z plantatorami awokado w Uruapan.
Przerzucenie się z kokainy czy marihuany na zdrowy i legalny przysmak amerykańskich hipsterów nie zmieniło nawyków karteli. W dokumencie Netliksa Rotten usłyszycie historię plantatora, którego rodzina została porwana i wyceniona na 10 milionów peso – ponad 1,75 miliona złotych; firma Maplecroft łączy farmy przejmowane przez kryminalistów z wykorzystywaniem dzieci do pracy i współczesnym niewolnictwem; portal AnaNova donosił w październiku o zabójstwie lokalnego biznesmena handlującego awokado w Uruapan, drugim największym mieście Michoacán. Tam zorganizowana przestępczość odciska szczególnie widoczny ślad. W sierpniu ubiegłego roku Jalisco Nueva Generacion wywiesiło zwłoki dziewięciu zmasakrowanych członków rywalizującego gangu na moście w centrum miasta. Tego samego dnia znaleziono dziesięć kolejnych ciał, rozrzuconych po mieście.
Tego rodzaju zbrodnie to naturalnie pokaz brutalnej siły karteli, które w wyniku szeroko zakrojonych operacji wojskowych, prowadzonych od 2006 roku, musiały zmniejszyć skalę swojego działania. Okaleczanie zwłok, zabójstwa w biały dzień, nagrywanie filmików z tortur – to wszystko ma przypominać miejscowej ludności, że dla własnego bezpieczeństwa powinna przystać na warunki narzucane przez przestępców. Nie oznacza to oczywiście, że nie ma przejawów oporu. Zdobycie dostępu do broni w Meksyku nie jest żadnym problemem i część farmerów postanowiła zorganizować własne milicje. W niektórych przypadkach – np. w Tancítaro, na zachodzie Michoacán – grupy samoobrony zyskały nawet aprobatę federalnych władz, dostały mundury i odpowiedni sprzęt. Samozwańczy stróże prawa muszą mieć jednak na uwadze dwa podstawowe zagrożenia: możliwość zaostrzenia się konfliktu z kartelami oraz ryzyko, że sami ulegną gorączce „zielonego złota”.
Taką samą drogą przeszła przecież La Familia Michoacana, pierwsza grupa, która postanowiła uszczknąć dla siebie większą porcję z handlu awokado. Jeszcze w latach 80. funkcjonowała ona przede wszystkim jako organizacja mająca pomagać lokalnej wiejskiej biedocie i ochraniać ją przed porwaniami i wymuszeniami ze strony kryminalistów. Jej szefowie szybko zorientowali się jednak, że więcej ugrają na współpracy z najstarszym meksykańskim syndykatem narkotykowym, Kartelem z Zatoki, a później odłączyli się od niego, stając się dziwaczną mieszanką zorganizowanej grupy przestępczej i psychotycznego kultu religijnego. To właśnie La Familia Michoacana wyznaczyła nowe standardy brutalności w Meksyku, odcinając głowy, torturując rywali i uderzając w lokalną policję, wszystko to doprawiając szczyptą moralizatorskich banałów o chrześcijańskich wartościach i zapewnieniami, że ich działania to wyłącznie przejaw „boskiej sprawiedliwości”.
Zainteresowanie „zielonym złotem” ze strony zorganizowanej przestępczości to żadna nowość. Od podpisania Północnoamerykańskiego Układu Wolnego Handlu, znanego szerzej jako NAFTA, w połowie lat 90., kartele dorabiały sobie, wymuszając procent od farmerów. Wraz z eksplozją popularności tego owocu, połączoną z rozdrobnieniem grup kryminalnych, proceder zdecydowanie przybrał jednak na sile. Gangi chcące wzbogacić się na awokado są w równym stopniu brutalne i zuchwałe: według dziennikarskiego śledztwa dziennika Reforma kartele wykorzystywały rządowe dane do namierzania i szantażowania największych plantatorów, nie powstrzymywały się też przed napadaniem na obcokrajowców z komisji weryfikacyjnych. We wrześniu ubiegłego roku Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych zagroził wręcz, że przestanie certyfikować produktu z Michoacán, ponieważ wysyłani na południe amerykańscy inspektorzy zaczęli padać ofiarami rabunków z bronią.
Bojkot oznacza nędzę
Co najgorsze, to problem, którego nie sposób rozwiązać. Próby kontrolowania źródeł dostaw zdają się być skazane na niepowodzenie – często nie wiadomo bowiem, na których uprawach zyskuje zorganizowana przestępczość. Większe możliwości w tej kwestii mają oczywiście wielkie sieci sprzedające żywność, ale dla nich wysyłanie swoich inspektorów do Michoacán to dodatkowe ryzyko. Zwyczajny bojkot mógłby z kolei jeszcze pogorszyć sytuację. Kartele i tak znalazłyby inne źródła dochodu – ostatnie lata pokazały, że w tym aspekcie pomysłowości im nie brakuje – ucierpieliby za to farmerzy. Dla regionu, który „zielone złoto” niemalże w pojedynkę wyciągnęło z nędzy, ewentualne embargo czy nawet konsumencki protest mogłoby oznaczać potworny w skutkach kryzys, wzmocniony wzmożoną obecnością grup przestępczych.
„Mówimy o ogromnym sektorze, utrzymującym tysiące ciężko pracujących, praworządnych rodzin. Bojkot oznaczałby odebranie im źródła utrzymania, i prawdopodobnie zmusiłby grupy przestępcze do żerowania na obywatelach w znacznie agresywniejszy sposób, by nadrobić straty z nagłego odcięcia wpływów z awokado” - Falko Ernst z International Crisis Group dla The Guardian.
Zresztą awokado z Michoacán to problem przede wszystkim Amerykanów. To Stany Zjednoczone są największym importerem owoców z tego regionu, a Europa zaopatruje się w nie raczej gdzie indziej – w Chile, Peru, Kenii czy Republice Południowej Afryki. Ale to wcale nie oznacza, że awokado dostępne w Lidlu czy Biedronce nie jest obarczone dodatkowymi kosztami. Roślina ta, nawet jeśli praktycznie nie posiada zdrowotnych efektów ubocznych, to przekleństwo dla naturalnego środowiska. By wyprodukować jeden owoc – ważący przeciętnie nieco ponad 0,2 kilograma – potrzeba około 68 litrów wody. I to w przypadkach, gdy warunki do uprawy są sprzyjające, bo gdzie indziej ta ilość może wzrosnąć ponad czterokrotnie. Część państw, które zarabiają fortunę na „zielonym złocie” - m.in. Chile, Tanzania, Kenia – jest szczególnie narażona na susze, nasilające się wraz ze zmianami klimatycznymi. Sprzedaż awokado na stoły amerykańskie, europejskie, a w ostatnich latach także chińskie (Chiny tylko na przestrzeni ubiegłej dekady zwiększyły import tego owocu ponad tysiąckrotnie), to jednak zbyt lukratywny biznes. Tracą na tym lokalni rolnicy – w chilijskiej Petorce plantacje owocu przyczyniły się do wyschnięcia dwóch głównych rzek regionu i doprowadziły do sytuacji, w której woda jest racjonowana.

Stoisko z awokado na bazarze w Kigali, stolicy Rwandy. | Zdjęcie: Antoshananarivo.
Wzrost popularności awokado odciska też swoje piętno na środowisku w Meksyku. 30-40% lasów wycinanych w Michoacán, często nielegalnie i przy udziale karteli narkotykowych, zastępują plantacje „zielonego złota”. To z kolei destrukcyjnie oddziałuje na lokalną faunę. Najbardziej spektakularnym przykładem jest tutaj populacja monarcha wędrownego, pięknego motyla, który najzimniejsze miesiące roku spędza właśnie w Meksyku. Wraz z powiększaniem obszarów uprawnych dla awokado, jego populacja – podawana w powierzchni, którą zajmuje – spadła z 21,6 hektarów w roku 1995 do 1,92 hektara dwadzieścia lat później. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest nie tylko utrata lasów, ale wykorzystanie pestycydów na plantacjach.
„Just say no”
Awokado to roślina pełna sprzeczności, szczególnie w Meksyku: działa dobroczynnie na organizm i wyniszcza środowisko, wyciąga z nędzy całe regiony i oddaje je pod panowanie brutalnym kartelom, jest przysmakiem dla jednych i przyczyną wymuszeń, porwań oraz zabójstw dla innych. Wraz z szałem na zielone złoto daliśmy ciche przyzwolenie na utrzymywanie upraw wymagających horrendalnych ilości wody, na procenty oddawane zorganizowanej przestępczości, na krwawe porachunki gangów walczących o kontrolę nad plantacjami. Problem jest realny i trudny – na tyle, że wkrótce, tak jak w przypadku boomu na przemycane z południa narkotyki w latach 80., najwięksi importerzy awokado będą musieli zwrócić na niego uwagę. I tak jak wtedy „Just say no” nic nie wskóra.
Czytaj dalej:
Boycotting Mexican avocados is not the best way to fight cartels – artykuł The Guardian o tym, dlaczego bojkot awokado nie jest rozwiązaniem
Mexican cartels are fighting for control of the avocado business - artykuł Business Insider o realiach meksykańskiej wojny gangów o awokado
Serial dokumentalny Rotten na Netfliksie – pierwszy odcinek drugiego sezonu przedstawia ciemną stronę upraw awokado
Uprawy awokado. Jak najpopularniejszy owoc ostatnich lat szkodzi środowisku? – artykuł polskiego SmogLab o tym, jak uprawy awokado niszczą środowisko
Comments