top of page

Uchodźcy na ratunek Sycylii

Sycylia to kierunek idealny, ale głównie na wakacje. Sami Sycylijczycy, szczególnie ci młodzi, masowo starają się z wyspy uciec. Za pracą, za pieniędzmi, za możliwościami rozwoju. Są oczywiście wyjątki i branże, które na rajskiej wyspie mają się świetnie, a właściciele wielu firm i mniejszych biznesów nigdzie się nie wybierają, jednak coraz popularniejsza staje się emigracja. Gdzie? Choćby "do Włoch", na północ kraju. Bo pamiętajmy, że mamy w Italii mocno zakorzeniony patriotyzm regionalny i Sycylia funkcjonuje kulturowo niemal jak odrębny organizm.





Starzenie się populacji, niski wskaźnik urodzeń, a także kwestie ekonomiczne dyktują rosnącą w ostatnich latach tendencję emigrowania z Sycylii. Pustoszeją wioski, wyludniają się miasta, niezamieszkane domy niszczeją, burmistrzowie grzmią, aby do ich miejscowości wracać i na nowo przywracać im życie czy dawny dobrobyt. Na nic to jednak, mieszkańcy nie palą się do powrotu. Według Legambiente, w 2016 r. prawie 2500 włoskich wsi zostało dotkniętych przez poważny spadek demograficzny, a nawet całkowite wyludnienie. Miasta-widma mają jednak szansę – uchodźców.


Włochy doświadczyły znacznego wzrostu wskaźnika imigracji od początku arabskiej wiosny i wybuchu wojny domowej w Libii w 2011 r. Włoska Fundacja Badań Migracyjnych szacuje, że od 2013 roku ponad 690 000 migrantów, głównie pochodzących z Afryki Subsaharyjskiej, przybyło do Italii statkami przez Morze Śródziemne. Znaczna większość przybiła do wybrzeży Sycylii. Rodowici mieszkańcy wyspy urządzali protesty, migranci z kolei antyrasistowskie manifestacje. Po jednym z takich wydarzeń z włoskiego Rosarno ewakuowano agresywnych uczestników nazywając mieścinę „jedynym białym miastem Włoch”. Nastroje tylko się pogarszały. W 2018 roku Szef ministerstwa spraw wewnętrznych i wicepremier Włoch Matteo Salvini powiedział, że to już koniec z Sycylią jako obozem uchodźców Europy. Zapowiedział, że zamierza prowadzić „zdroworozsądkową” politykę bazująca na odsyłaniu migrantów do ich krajów, oraz na zniechęcaniu ich do podejmowania trudnej, morskiej podróży. Miałoby to spowodować koniec cmentarza powstającego w Morzu Śródziemnym – Matteo Salvini określił to jako ratowanie życia tych, którzy potencjalnie mieliby wsiąść w Afryce Subsaharyjskiej na przeładowane, niepewne łodzie i rozpoczynać zabójczą podróż do wybrzeży Sycylii. BBC podaje, że przez ostatnich 20 lat nawet 20 tys. osób mogło zginąć, próbując dotrzeć do Europy drogą morską. Salvini wspominał, że migranci mają przeświadczenie, jakoby we Włoszech było całe mnóstwo miejsc pracy do objęcia, kiedy w rzeczywistości brakuje ich nawet dla rodzimych obywateli z różnych profesji. Czy jednak na pewno nie ma na włoskiej wyspie niszy, którą migranci mogliby zapełnić? Jest przynajmniej kilka dowodów na to, że dzięki nim wiele miejsc mogłoby wręcz zyskać i wrócić do łask.



fot. Vito Manzari


Pierwszy z nich to Sutera, malowniczo położona na górzystym zboczu miejscowość, usytuowana 70 km od Palermo, Widoki zapierają dech w piersi, hotele do najtańszych nie należą, ale poza przybywającymi turystami szukającymi „prawdziwej”, mniej obleganej Sycylii, Sutera się wyludniała. Jak mówił prezydent miasteczka Giuseppe Grizzante – z 5 tysięcy mieszkańców zostało już tylko 1,5 tysiąca. Młodzi ludzie wyjeżdżają, ulice kiedyś tętniące życiem zaczęły straszyć pustką, zamykało się coraz więcej szkół i mniejszych biznesów, aż w końcu osiągnięto moment krytyczny. Farmerzy z trudem utrzymywali uprawy pistacji i oliwek, wprost mówiono o braku siły roboczej. Z pomocą przyszli migranci między innymi z Gambii i Nigerii. Teraz Sutera należy do starszych Sycylijczyków, którzy spędzili tam całe życie i nie zamierzają nigdzie się ruszać, a także do kilkudziesięciu obcokrajowców. Otrzymali oni od władz gminy pustostany, domy, które poprzedni mieszkańcy zostawili opuszczając wyspę, a także stanowiska pracy, których nie miał już kto objąć. Lekcji włoskiego udzielał im bezpłatnie jeden z emerytowanych nauczycieli pobliskiego liceum. Brakuje informacji o jakichkolwiek nieporozumieniach w miasteczku, nowi mieszkańcy znaleźli akceptację lokalnej społeczności, a Sutera zyskała dzięki nim nowe życie, które zaczęło wracać na pięknie położone, kamienne ulice. Symbolem miasta stał się dwumetrowy obraz, którym udekorowano szkolny korytarz. Przedstawia łódkę pełną migrantów zmierzającą do Lampedusy. W tym wypadku wizerunek łodzi pełnej szukających schronienia ludzi nie ma negatywnego wydźwięku, a wręcz przeciwnie – pokazuje nadzieję na to, że ci, którzy nią płyną mają szansę na nowe, spokojne życie ratując przy tym wymierające miasteczko.


Sutera może być przykładem do naśladowania dla innych miejsc pozostających w podobnej sytuacji. Nic nie jest jednak czarno-białe – wiele z miast, mimo problemów gospodarczych, nie zgadza się na przyjęcie uchodźców, aby zapełnić puste miejsca pracy i domy. Szum medialny, który powstał po tym jak ogromne tratwy zaczęły przybijać do sycylijskch wybrzeży spowodował, że dużą część przestępstw czy zbrodni zaczęto przypisywać właśnie migrantom. Lokalni mieszkańcy odczuwali już tylko strach i uprzedzenie. Przykładem jest miasto Ripabottoni, w którym złożono petycję, aby zapobiec przesiedleniu tam prawie 30 uchodźców Nie pomogło. Dwa lata później tym samym migrantom udało się z powodzeniem zaaklimatyzować i zyskać akceptację wśród lokalnej społeczności utrzymując miejscową pracę, śpiewając z chórami kościelnymi i zapewniając utalentowanych zawodników drużynie piłkarskiej.


Jednak wiele miasteczek, które teoretycznie były gotowe i wyraziły chęć przyjęcia uchodźców to miejsca bardzo odizolowane, w których nowo przybyli czuli się niekomfortowo, nie zasymilowani, a wyalienowani. Jednym z takich miasteczek jest Naro – po trzęsieniu ziemi w 1960 roku mieszkańcy zaczęli powoli je opuszczać, aż zaczęło aspirować do miana miasta-widma. Właśnie w tym miejscu postanowiono otworzyć centra dla uchodźców, którzy z kolei mówią, że przeszkadza im izolacja, brak dynamiki i życia. UNICEF stara się poprawić sytuację organizując różnego rodzaju spotkania i dodatkowe aktywności, jednak młodzi ludzie czują niedosyt. Mają jednak nadzieję, że z wraz z przybyciem nowych mieszkańców wszystko wróci do normy. Przyznają, że są szcześliwi mieszkając w Italii, nawet mimo tego, że Naro, do którego zostali skierowani pozostawia wiele do życzenia. Wiedzą, że żadne inne miejsce nie zagwarantuje im poczucia bezpieczeństwa, a póki co – starają się, aby mieć swój wkład w ożywienie nowego otoczenia.


Władze w wielu miejscach nie uwzględniły początkowo korzyści płynących z przyjęcia migrantów. Dla niektórych małych miast odrodzenie spowodowane ich obecnością było bardziej przypadkowe niż celowe. Camini, jedno z miasteczek, doznało poważnego wyludnienia z powodu wielkiej biedy i braku możliwości podjęcia jakichkolwiek działań rozwojowych. Liczyło zaledwie 280 mieszkańców, zanim przyjęło dziesiątki imigrantów. Jedna z odpowiedzialnych za nowych mieszkańców, Rosaria Zulzolo, mówiła, że nikt nie sądził, że będzie to dla ich miasta taka korzyść. Chcieli po prostu przyjąć ludzi uciekających przed wojną i zaoferować im gościnę. Tymczasem okazało się, że imigranci zapełnili lukę na rynku pracy, znacznie poprawili sytuację gospodarczą, a Camini już nie boryka się z problemem wyludnienia.


Jaki jest więc sens, aby ślepo sprzeciwiać się przyjmowaniu uchodźców?


https://www.bbc.com/news/in-pictures-37289713 o wiosce, która była o krok od dołączenia do listy miasteczek-widm, ale zaludnili ją migranci


0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page