Nasz statek tonie
- Marta Burza
- 11 kwi 2020
- 8 minut(y) czytania
W Polsce rocznie marnujemy ok. 9 mln ton jedzenia. Część najpierw odrzucają farmerzy, potem fabryki, hurtownie, sklepy, restauracje, a na końcu konsumenci. W ostatnich tygodniach, ze względu na pandemię, która sparaliżowała funkcjonowanie wielu sektorów i skutecznie uniemożliwia humanitarne dostawy żywności, głodu na świecie będzie więcej. Ale jaki my w Polsce mamy z tym związek? I dlaczego babcia mówiła, żeby nie wyrzucać jedzenia, bo w Afryce głodują?

fot. Adam Grycko, Dreads_n_Grass.
- Z zawodu jestem kucharzem. Przyjmuję dostawy warzyw i owoców, a te często przyjeżdżały w gorszym stanie niż produkty, które udało mi się uratować ze śmietników - Karin Zuber, Gdańsk.
Ile to jest 800 milionów
Według danych WFP w 2019 roku znacznie wzrosła liczba osób niedożywionych i cierpiących głód, głównie ze względu na konflikty zbrojne i skutki zmian klimatycznych. Obecnie ponad 800 milionów ludzi boryka się z chronicznym niedożywieniem, a ponad 100 milionów potrzebuje ratującej życie pomocy żywnościowej.
Niby dużo, ale liczby to tylko liczby. W takim razie inaczej. 800 milion ludzi to ponad połowa ludności Chińskiej Republiki Ludowej. Jeszcze inaczej. Liczba mieszkańców Unii Europejskiej to około 510 milionów. Gdyby do tego dołożyć ludność Stanów Zjednoczonych, liczącą ponad 320 milinów, mamy populację mniej więcej zgodną z liczbą osób głodujących.
Jedni mają za mało lub nie mają wcale, bo inni biorą dla siebie za dużo – więcej niż osób głodujących jest jednostek otyłych. WHO w 2000 roku mówiło wręcz o globalnej epidemii otyłości.Organizacje humanitarne dążą do wyrównania szans i wyeliminowania tych skrajności. World Food Programme w ciągu roku wspiera 83 (!) kraje, ale koronawirus może im to utrudnić i spowodować ogromną katastrofę głodową.
Zero Hunger
W 2015 r. wszystkie państwa członkowskie ONZ przyjęły 17 celów, które w ramach agendy na rzecz zrównoważonego rozwoju zobowiązały się osiągnąć do roku 2030. Jednym z nich jest „Zero Hunger” czyli wyeliminowanie światowego głodu. GHI, czyli Global Hunger Index szacuje, że 45 krajów nie osiągnie do tego czasu nawet niskiego wskaźnika głodu. W niektórych wręcz sytuacja może znacznie się pogorszyć. Przykłady?
320 mln dzieci – przypomnijmy, tyle, ile liczy populacja Stanów Zjednoczonych – które jedyny posiłek fundowany przez UN jedzą w szkole, zostało go pozbawionych. To nie takie łatwe – nagle, w czasie kwarantanny, zorganizować posiłki w paczkach. Wiele produktów pochodzi z Indii lub Francji, a tamtejsze fabryki musiały ograniczyć działanie lub je po prostu zawiesić. Pracownicy łańcucha dostaw są zmuszeni szukać wartościowej żywności dostępnej lokalnie, co w niektórych regionach jest zadaniem nie tyle trudnym, co niemożliwym.
Przykład: Burkina Faso - kilka dni temu przez World Food Programme ogłoszono, że dostęp do żywności w regionie Sahelu „wymyka się spod kontroli”, wyrażając obawy o potencjalny wpływ wirusa na łańcuchy dostaw. Według danych opublikowanych przez WFP i innych partnerów humanitarnych w całym środkowym Sahelu, obejmującym Burkina Faso, Mali i Niger ponad pięć milionów ludzi stoi przed poważnym problemem żywnościowym przed nadchodzącymi miesiącami. Szacuje się, że w Burkina Faso liczba głodujących wzrośnie do czerwca ponad trzykrotnie, do 2,1 miliona ludzi. W ubiegłym roku o tej samej porze ten problem dotyczył 680 tysięcy osób.
Cierpią też rolnicy, w wielu krajach. Niektóre punkty skupu są pozamykane i nie wiadomo, kiedy zostaną otwarte, a do tego zamknięte granice powodują kłopoty z przewozem dóbr. Rolnicy planowali, ile i gdzie chcą sprzedać, już kilka miesięcy temu. Teraz będą stratni. Do tego miejsca, które sezonowo zatrudniały obcokrajowców, nie mają rąk do pracy. Efekt? Produkty łatwo się psujące, z którymi nie ma co zrobić, po prostu zgniją na polach.
Jeśli jednak nie jesteś obywatelem Mali lub Burkina Faso, nie żyjesz na pustyni zależnej od dostaw humanitarnych a wychodząc do sklepu nie myślisz o polach minowych i bombardowaniach, to przyjmij do wiadomości, że nam jedzenia nie zabraknie. Ale zabraknie innym, bo kupujemy i wyrzucamy za dużo.
Polak kupił, Polak wyrzucił
Ostatnimi czasy internet obiegły zdjęcia pustych sklepowych półek. Zabrakło makaronu, ryżu i warzyw. To prawda, ale zabrakło tych produktów nie dlatego, że mamy katastrofę żywnościową i jesteśmy w Polsce zagrożeni klęską głodu, tylko dlatego, że wpadliśmy w panikę, a sklepy na tę panikę przygotowane nie były, bo być nie mogły. To, co teraz masowo zostaje ściągane z półek, w niedalekiej przyszłości trafi zapewne masowo na śmietnik.
Sklepy świeciły półkami, bo ludzie nagle się na nie rzucili, a im bardziej półki były puste, tym bardziej panika rosła i produktów ubywało. A tu nagle niespodzianka - minęło kilka dni, przyszły dostawy i znów mamy ryż, makaron i warzywa. Oprócz tego mamy też nowy problem - co zrobić z tymi wszystkimi produktami, które przez niepotrzebne robienie zapasów trafią na śmietnik.

W Polsce rocznie marnuje się ok. 9 mln ton jedzenia (w całej Europie ok. 89 mln ton). „Przyjmując, że przeciętny, sycący i pełnowartościowy posiłek waży około 500 g, na wysypisku ląduje 18 miliardów pełnych jedzenia talerzy” – głosi raport FBŻ. "Wyobraź sobie miskę wielkości Stadionu Narodowego. Te 9 mln ton to tak, jakbyśmy taką miskę pełną jedzenia wyrzucali co miesiąc" - tłumaczy mi Adam Grycko z bloga Dreads_n_Grass.
W tym samym czasie 2 mln ludzi w Polsce, czyli tyle, ile zamieszkuje Warszawę i, powiedzmy, Białystok, nie może pozwolić sobie na odpowiednią liczbę posiłków, bo gospodarują na swoje utrzymanie miesięczna kwotą mniejszą niż 600 zł. Z pomocą przychodzą m.in. Banki Żywności.
67 tysięcy ton. Tyle żywności w 2019 roku Banki przekazały potrzebującym w Polsce. Oszacowano, że pomoc dotarła do 1,6 mln osób w jadłodajniach, świetlicach środowiskowych, noclegowniach, domów dla bezdomnych, hospicjach i ośrodkach wsparcia samotnych kobiet.
„Ze wsparcia Banków Żywności skorzystały rodziny wielodzietne, osoby bezrobotne, bezdomne, niepełnosprawne, wychodzące z nałogów i wiele innych, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej. Banki Żywności wspierają zarówno seniorów i dorosłych, jak i dzieci” - można przeczytać na oficjalnej stronie Banków. Co przekazują? Owoce, warzywa, ryż, makaron, mleko, sery, pieczywo, słodycze.
Zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu marnowania żywności, która została podpisana 3 września 2019 roku sklepy wielkopowierzchniowe są zobligowane to przekazania niesprzedanego towaru na cele charytatywne. Za wyrzucony 1 kg jedzenia sklepy zapłacą 10 groszy, a te, które się nie dostosują i nie podpiszą umów z Bankami Żywności – zapłacą karę.
Od 30 do 50 procent produkowanej żywności rocznie trafia na śmietnik. I to głównie z rąk konsumentów (przy czym powodem jest nadal zbyt duża produkcja, przepełniony rynek i nadmiar żywności). Według raportu Federacji Polskich Banków Żywności „Nie marnuj jedzenia 2019” Polacy najczęściej wyrzucają pieczywo, wędliny i świeże owoce, a powodem jest zepsucie się produktów, które w większości przypadków wynika prawdopodobnie ze zbyt dużych zakupów. W dobie sklepów internetowych, dostaw pod same drzwi i szerokiej gamy supermarketów otwartych całą dobę nasuwa się pytanie: po co? Czy z wpojonego strachu, że jak zamkną sklep w niedzielę, to nie wiadomo czy kolejnego dnia go otworzą?
Nie wyrzucaj jedzenia, bo dzieci w Afryce głodują
Równie dziwna jak to zdanie jest niemożność wyjaśnienia tej zależności – a ona tam jest.
Jeśli taki Kowalski kupuje dużo więcej niż mu potrzeba, to sprawia, że maleje zasób żywności, a w sklepach pustoszeją półki. Kowalski wyrzuca nadwyżkę do śmieci. Takich Kowalskich są setki tysięcy. Co na to rynek? Ciężko stwierdzić, ile dokładnie się marnuje, ale wiadomo co do kilograma, ile się sprzedaje. Wniosek jest prosty – rośnie popyt. Wzrasta zapotrzebowanie na produkty, które są często trudno dostępne, bo musimy je importować. Popyt zaczyna przewyższać podaż. To oznacza, że trzeba zwiększyć produkcję, co z kolei wymaga większego nakładu finansowego, a to prowadzi do wzrostu cen produktów w skali rynkowej. Jest też efekt uboczny – zanieczyszczenie środowiska. Żywność, która finalnie znajduje się w śmietnikach pochłania rocznie blisko 250 kilometrów sześciennych wody oraz wytwarza 3,3 miliarda ton dwutlenku węgla. Przez ostatnie 40 lat ludzie zużyli aż jedną trzecią tego, co oferuje nam nasza planeta – lasów, minerałów i wody. Nie zabije nas pandemia, tylko konsumpcjonizm – jeśli nie utoniemy do tego czasu w śmieciach. Ale wróćmy do tematu. Zwiększona produkcja pochłonęła więcej pieniędzy, przez co ceny produktów wzrosły. Efektem jest jeszcze większa nierówność w społeczeństwie – produkty stają się bardziej nieosiągalne niż przedtem, co oznacza, że więcej ludzi będzie odczuwać braki. A potem nakręca się tak zwana spirala inflacyjna.
„Tak jest cały czas: coś drożeje w Polsce, coś tanieje. Groźniejsza jest druga runda inflacji, kiedy wystąpi spirala inflacyjna. To zjawisko, w którym ludzie dostrzegają wzrost cen i zaczynają być pewni, że one stale będą rosły, dlatego domagają się podwyżek. A to powoduje, że rosną ceny usług” – mówił dla TOKFM prof. Witold Orłowski, ekonomista PWC.
Alternatywa dla konsumpcjonizmu
Jednym z alternatywnych zachowań konsumenckich jest szeroko pojęty freeganizm, czyli korzystanie z dóbr i produktów, które mimo że odrzucone przez hurtownie, supermarkety czy konsumentów – wciąż są zdatne do spożycia.
Freeganizm to, w miarę możliwości, samowystarczalność. Na tyle ile się da, warto zaopatrywać się na własną rękę – przez własne grządki, uprawy czy choćby krzaki owocowe. Ideą freeganizmu jest jak największe ograniczenie kupowania i nakręcania popytu. Po pierwsze więc samowystarczalność, po drugie, jeśli już zakupy – to w takiej ilości, jaka faktycznie jest potrzebna, żeby niczego nie marnować. Zakupy można też próbować robić alternatywnie. Aplikacje do walki z marnowaniem żywności, jak Too Good To Go albo Foodsi umożliwiają kupowanie jedzenia, którego knajpy czy cukiernie nie sprzedały i nie mają już co z nim zrobić. Cena powinna być znacznie niższa od pierwotnej. Dostępne są póki co tylko w kilku miastach, w tym w Warszawie i Krakowie. Wśród partnerów są restauracje, food trucki, cukiernie i sklepy. Oczywiście obie aplikacje mają swoje minusy i często trzeba się nieźle naszukać i nachodzić po mieście, ale jest to krok ku lepszemu. Warto o tym wiedzieć, szczególnie, że może to służyć zwykłej oszczędności.A to, co zostanie można kreatywnie spożytkować – w dobie internetu wystarczy wcisnąć kilka klawiszy, żeby znaleźć ciekawe przepisy. Mój ulubiony z ostatnich dni - „makaron” ze skórki cukini.
Najbardziej kojarzony w Polsce przejaw freeganizmu to dumpster diving, czyli krótko mówiąc buszowanie w śmietnikach. Sklepy czy hurtownie wyrzucają ogromne ilości jedzenia, które jest choćby lekko zabrudzone, ma podniszczone opakowanie lub zbliża się do końca terminu przydatności. Często są to absolutnie dobre produkty, które jednak lądują w śmietnikach. Marcowa ustawa obliguje większe sklepy do odpowiedzialnego zarządzania tym, czego muszą się pozbyć, ale pozostałe punkty sprzedaży wciąż nie są tym obowiązkiem objęte.

fot. Adam Grycko
Na powyższym zdjęciu to niestety nie warzywniak. To jedzenie prosto ze śmietnika. "Albo oddaję je znajomym, albo odwożę do organizacji, które wspierają potrzebujących, jak na przykład Food Not Bombs albo Zupa na Plantach czy kuchnie przykościelne..." - mówi Adam Grycko, Dreads_n_Grass.
Adam zazwyczaj wraca z pełnym bagażnikiem jedzenia, takiego jak na zdjęciu. - Najczęściej mam warzywa, owoce i bardzo dużo nabiału. Sporo jest też chleba. - opowiada. A co z mitem o brudnych kontenerach i brodzeniu po kolana w brudnych workach? - To jest tak, że kontentery, w których jedzenie ląduje są najczęściej czyszczone za każdym razem kiedy się je wymienia, czyli raz na kilka dni. One są czyste. Poza tym jeśli jest na przykład pudełko z resztką rzodkiewki, to tego sklep nie przebiera, tylko całe pudełko wyrzuca. To wszystko jest nieruszone. Jestem przeciwny temu, żeby tyle się marnowało. Wiadomo, że jest to też kwestia oszczędności, choć wolałbym zapłacić za jedzenie organiczne, lepszej jakości, ale jem to ze śmietników, bo chcę je ratować. - dodaje Adam.

fot. Karin Zuber
"To, co widać na zdjęciu, udało się nam znaleźć w kontenerach za jednym z supermarketów. Były wypełnione po brzegi produktami wciąż zdatnymi do spożycia – datę przydatności miały do wczoraj" – tłumaczy Karin Zuber. Po przeselekcjonowaniu Karin przywiozła do domu następujące produkty:
rukolę
kiełki
świeżą miętę
tymianek
liście buraka
cebulę, która w kontenerach leżała w workach po 10 kg
sałatę
lodową
kapustę biała i czerwoną
paprykę
bakłażany
cukinie
świeże pomidory
ogórki
5-kilogramową siatkę grejpfrutów
seler
jabłka
pomelo
pieczarki w opakowaniach
gotowe sałatki.
Nie podjęłam się liczenia kwoty, jaką trzeba by było za to zapłacić. A wystarczyłaby sklepowa półka z informacją, że dziś kończy się termin przydatności, lub skończył się wczoraj. Jedzenie kalendarza i zegarka nie posiada. Nie pleśnieje o północy zgodnie z datą na opakowaniu. "Przy kolejnym sklepie znaleźliśmy świeże borówki w paczkach, banany i pomidory malinowe. Z większości produktów planuję ugotować wegańskie gulasze i leczo, a potem rozdać potrzebującym lub po prostu znajomym. Do tego od kierownika jednego ze sklepów dostałam skrzynkę rzodkiewki. Zapytałam czy mają coś do wyrzucenia, a on mi to dał. Teoretycznie nie wolno mu było tego zrobić, ale nikt nie widział, a szkoda, żeby się zmarnowało. Zrobiłam z nich kiszonki" - dodaje Karin.
Czy możliwe jest, aby w czasach nadmiernej konsumpcji większość śmietników nie była przepełniona tonami wciąż dobrego jedzenia? Freeganizm mógłby być odpowiedzią. Mógłby być, ale w Polsce daleka do tego droga. Ten ruch powstał w latach 90. w Stanach Zjednoczonych i to właśnie tam ma najwięcej zwolenników i jest społecznie tolerowany. Być może wynika to z większej świadomości wśród konsumentów.

fot. Anna, Kraków.

fot. Zdzich Rabenda z bloga Takie tam z tripa.
Słyszeliście historię o rosyjskim statku, który się rozbił, a pasażerowie umarli z głodu na łodziach ratunkowych pełnych konserw, bo nie mieli do nich otwieracza? Nasz statek też tonie. Nie zabije nas koronawirus, a tony bezmyślnie wyrzuconego, zgniłego jedzenia, pośród którego będziemy stać - głodni i zdziwieni, że zasoby planety się wyczerpały.
Więcej info tu:
Comentários